Spowolnienie
Dzisiejszy dzień jest dla mnie wolnym od pracy. Miał to być z założenia bardzo leniwy i melancholijny czwartek, pełen przemyśleń, wspomnień i powrotów do przeszłości. Miał.
Zaczęło się jak planowałam- zaprowadziłam córkę do przedszkola, odbywając po drodze wielce pouczającą dyskusję o bakteriach ( "Mamo! one są wszędzie!!"). Potem drobne zakupy, ogólne rozplanowanie dnia. Czyli na razie zgodnie z planem. Przyszłam do domu, zjadłam śniadanie. Zaszyłam się w kuchni i zaczęłam czarować coś dobrego do jedzenia, wyszła zupa krem z selera oraz konfitura z czerwonej cebuli. Czyli dalej zgodnie z planem, nadal wszystko pod kontrolą, nadal mam na wszystko czas. A potem jeden telefon, przypadkowy, do mamy z pytaniem o mikser :) a u mamy siedziała siostra. No więc czemu one mają siedzieć tam, a ja tu-sama. One wpadną do mnie na kawkę :) I wpadły. Na kawę,plotki, na chleb z pomidorem, na ogołocenie szafy ze skrawków materiałów ( siostra) oraz kupionych dawno temu koszulek ( mama), na porcję śmiechu. Zamieszały w planach popołudniowych i poleciały dalej. Prawie jak jakieś czarownice :) Więc moje plany dzisiaj nie zostaną wykonane. Czy jestem zła? Absolutnie :) Lubię, jak ktoś miło namiesza mi w życiu.
No więc co? została mi chwilka dosłownie, dwie godziny. I skończy się mój urlop. Wracać do prasowania? sprzątać domek? segregować dokumenty? siąść i myśleć melancholijnie? Czytać sterty zaległych gazet?
No więc nic z tego :) jest herbata, jest książka, jest Trójka i krzesło przy kuchennym stole. To kolejna rzecz, za która lubię listopad. Pełną zapachów kuchnię, ciche mruczenia radia, potrawy których przygotowanie trwa nieco dłużej niz np w maju. I za to tegoroczne słońce :)
A to już śniadanie, punkt 9,30. Herbata z cytryną, bułka z masłem oraz dżemem brzoskwiniowym. W tym roku udał mi się wyjątkowo, czuć w nim lato :)
a jako tło- nowy obrus, materiał Ikea.
Miłego dnia!
(mtk)
Zaczęło się jak planowałam- zaprowadziłam córkę do przedszkola, odbywając po drodze wielce pouczającą dyskusję o bakteriach ( "Mamo! one są wszędzie!!"). Potem drobne zakupy, ogólne rozplanowanie dnia. Czyli na razie zgodnie z planem. Przyszłam do domu, zjadłam śniadanie. Zaszyłam się w kuchni i zaczęłam czarować coś dobrego do jedzenia, wyszła zupa krem z selera oraz konfitura z czerwonej cebuli. Czyli dalej zgodnie z planem, nadal wszystko pod kontrolą, nadal mam na wszystko czas. A potem jeden telefon, przypadkowy, do mamy z pytaniem o mikser :) a u mamy siedziała siostra. No więc czemu one mają siedzieć tam, a ja tu-sama. One wpadną do mnie na kawkę :) I wpadły. Na kawę,plotki, na chleb z pomidorem, na ogołocenie szafy ze skrawków materiałów ( siostra) oraz kupionych dawno temu koszulek ( mama), na porcję śmiechu. Zamieszały w planach popołudniowych i poleciały dalej. Prawie jak jakieś czarownice :) Więc moje plany dzisiaj nie zostaną wykonane. Czy jestem zła? Absolutnie :) Lubię, jak ktoś miło namiesza mi w życiu.
No więc co? została mi chwilka dosłownie, dwie godziny. I skończy się mój urlop. Wracać do prasowania? sprzątać domek? segregować dokumenty? siąść i myśleć melancholijnie? Czytać sterty zaległych gazet?
No więc nic z tego :) jest herbata, jest książka, jest Trójka i krzesło przy kuchennym stole. To kolejna rzecz, za która lubię listopad. Pełną zapachów kuchnię, ciche mruczenia radia, potrawy których przygotowanie trwa nieco dłużej niz np w maju. I za to tegoroczne słońce :)
A to już śniadanie, punkt 9,30. Herbata z cytryną, bułka z masłem oraz dżemem brzoskwiniowym. W tym roku udał mi się wyjątkowo, czuć w nim lato :)
a jako tło- nowy obrus, materiał Ikea.
Miłego dnia!
(mtk)
smakowitego, ciepłego, pachnącego posta dzisiaj zaserwowałaś:)
OdpowiedzUsuńpolecam brzoskwiniowy dżem:) idealny jak dla mnie
OdpowiedzUsuń