Bieszczady 2014- wnętrza
Zazwyczaj jest to tak,że już pod koniec roku wiem, gdzie przyjdzie nam spędzać urlop. Zajmuję się wtedy tym, co najbardziej lubię: szukaniem miejsca do spania, oswajaniem się z nowym miejscem, czytaniem ciekawostek, różnych przewodników, forów, pytam znajomych czy byli, widzieli coś ciekawego. Uwielbiam wyszukiwac coś, czego nie ma na żadnej liście must have. Dlatego kiedy w zeszłym roku padło hasło: Bieszczady, wiedziałam że będa to niezapomnianie chwile. Szukanie kwatery miało być łatwe: pokój z łazienką i ze śniadaniami , koniecznie w Wetlinie. I co? No, wybór bardzo ograniczony...ale cóż, udało mi się znaleźć miejsce do którego na pewno jeszcze nie raz i nie dwa powrócimy :)
Pierwsze, co nas zaskoczyło po przyjeździe, to ....gospodarz :) akurat był sam w domu, wszyscy pozostali mieszkańcy byli gdzieś. A jako, że przyjechaliśmy późnym sobotnim popołudniem, to po rozpakowaniu się i pobieżnym obejrzeniu naszego lokum wyszliśmy na zewnątrz pogawędzić z gospodarzem. No i się rozgadalimy na ponad godzinę, rozpalając w trakcie rozmowy ognisko, wypijając zimne piwko i ustalając gdzie można smacznie zjeść, co omijać, a na co zwrócić uwagę .
To, co nam sie bardzo podobało, to wspólne sniadania wszystkich mieszkańców. Nie tylko letników, ale też gospodarzy i ich wnuków. Można było podyskutować, powymieniać się doświadczeniami, wrażeniami. Jednego wieczora ( po wielogodzinnej wędrówce połoninami: Wetlińską i Caryńską) trafiliśmy na wieczór nalewek :) baaaardzo odprężający wieczór to był. A nalewki wszystkie swojskiej roboty. Języki się wszystkim porozwiązywały i było naprawdę świetnie :)
Na temat samej Wetliny mogę tylko same pieśni pochwalne głosić. Świetne miejsce jako baza wypadowa, spokojne i ciche miejsce, ale takie gdzie znajdziemy kilka całkiem niezłych restauracji czy barów ze swojskim jedzeniem. Ale o tym,,, następnym razem :)
Pierwsze, co nas zaskoczyło po przyjeździe, to ....gospodarz :) akurat był sam w domu, wszyscy pozostali mieszkańcy byli gdzieś. A jako, że przyjechaliśmy późnym sobotnim popołudniem, to po rozpakowaniu się i pobieżnym obejrzeniu naszego lokum wyszliśmy na zewnątrz pogawędzić z gospodarzem. No i się rozgadalimy na ponad godzinę, rozpalając w trakcie rozmowy ognisko, wypijając zimne piwko i ustalając gdzie można smacznie zjeść, co omijać, a na co zwrócić uwagę .
To, co nam sie bardzo podobało, to wspólne sniadania wszystkich mieszkańców. Nie tylko letników, ale też gospodarzy i ich wnuków. Można było podyskutować, powymieniać się doświadczeniami, wrażeniami. Jednego wieczora ( po wielogodzinnej wędrówce połoninami: Wetlińską i Caryńską) trafiliśmy na wieczór nalewek :) baaaardzo odprężający wieczór to był. A nalewki wszystkie swojskiej roboty. Języki się wszystkim porozwiązywały i było naprawdę świetnie :)
Na temat samej Wetliny mogę tylko same pieśni pochwalne głosić. Świetne miejsce jako baza wypadowa, spokojne i ciche miejsce, ale takie gdzie znajdziemy kilka całkiem niezłych restauracji czy barów ze swojskim jedzeniem. Ale o tym,,, następnym razem :)
Uwielbiam Bieszczady! Pokochałam je od pierwszej chwili, którą tam spędziłam. A teraz widzę, że mają swój niepowtarzalny klimat nie tylko na zewnątrz, w naturze ale i wewnątrz :)
OdpowiedzUsuńdokładnie tak :) uwielbiam takie nieszablonowe miejsca :)
OdpowiedzUsuń