Zazwyczaj jest to tak,że już pod koniec roku wiem, gdzie przyjdzie nam spędzać urlop. Zajmuję się wtedy tym, co najbardziej lubię: szukaniem miejsca do spania, oswajaniem się z nowym miejscem, czytaniem ciekawostek, różnych przewodników, forów, pytam znajomych czy byli, widzieli coś ciekawego. Uwielbiam wyszukiwac coś, czego nie ma na żadnej liście must have. Dlatego kiedy w zeszłym roku padło hasło: Bieszczady, wiedziałam że będa to niezapomnianie chwile. Szukanie kwatery miało być łatwe: pokój z łazienką i ze śniadaniami , koniecznie w Wetlinie. I co? No, wybór bardzo ograniczony...ale cóż, udało mi się znaleźć miejsce do którego na pewno jeszcze nie raz i nie dwa powrócimy :) Pierwsze, co nas zaskoczyło po przyjeździe, to ....gospodarz :) akurat był sam w domu, wszyscy pozostali mieszkańcy byli gdzieś. A jako, że przyjechaliśmy późnym sobotnim popołudniem, to po rozpakowaniu się i pobieżnym obejrzeniu naszego lokum wyszliśmy na zewnątrz pogawędzić z gospodarzem. No i się rozgadalim...