Weekend na wsi. Wschód słońca nad łakami
Jak już dzidziul obudził nas wszystkich po 6.00, a nieco ponad godzinę później już byliśmy po śniadaniu, żal było nie wyjść na zewnątrz i pobawić się aparatem :) Kilkanaście minut, rześkie powietrze, cisza, jedynie gdzieś w oddali słychać było pianie koguta, szelest spadających liści. Kilka chwil skupienia, długich wdechów i wydechów powietrza, wystawienie twarzy do słońca. Kilka dosłownie chwil, które pozwoliły zwolnić całkowicie, odpocząć myślami od miasta, pracy, dzieci, codziennego kołowrotku... Kilka chwil. Uwielbiam je.