Leniwa niedziela
Tak, wiem że niedziela była kilka dni temu,ale żyję ostatnio w lekkim niedoczasie ;) W pracy zostałam sama na placu boju i jak patrzę na zegarek o ósmej, to za chwilę już sporo po szesnastej jest. A zdjęcia wakacyjne czekają cierpliwie na swoją kolej. Ostatni weekend to był tak naprawdę jeden z niewielu spędzanych w całości w mieście. Jak sięgnęłam pamięcia i wspomnieniami wstecz okazało się, że gdzieś tak od połowy czerwca ciągle gdzieś wybywaliśmy. Więc ten weekend bardzo domowy był, taki z powolnymi zakupami na targu, piknikiem nad jeziorem, wizytą siostry i siostrzenic, z owocowym ciastem, zapachem jesieni w powietrzu i w towarzystwie jesiennych kwiatów- chryzantem ( choć w mało jesiennej barwie ). Bardzo lubię takie dni. a następnym razem już Bieszczady, przynajmniej pierwsza część :)